aktualności

Latem o lesie

Oto niezwykle ciekawe fragmenty rozmów, które badacze uczestniczący w projekcie „Las w życiu i kulturze mieszkańców Rzeszowszczyzny” wykonali w trakcie czwartego sezonu wywiadów terenowych.

Jak się piekło chleb, to były podpłomyki. I te podpłomyki ja pamiętam […] to były takie okręgłe, takie placki. Robiła takie dziurki, palcem, wysypała tam jagody, posypała cukrem, to się tak zeszkliło. Jak się to upiekło, jakie to było fajne! My takie małe były, wzięłymy te podpłomyki na pole, żeby wystudzić i z wierzchu te jagody my jadły! Takie dobre!

Jagody się zbierało od końca czerwca, jak już były czarne, dojrzałe. Tylko nie wolno było na Piotra i Pawła iść do lasu, bo wszystkie gady wtedy wychodziły. Coś to było, przestrzegali, żeby nie iść, bo wtedy te gady miały jakieś gody. I faktycznie ludzie przestrzegali tego, nie chodzili. […] Jagody zbierali do Bartłomieja. Gadali, że potem jagody są gorzkie. Takie nawet powiedzenie było, że Bartek uobejszczoł jagody. A Bartłomieja jest 4 sierpnia.

(Karol Ziętek, Krystyna Szczepanek, Bronisława Kosiorowska, Ostrowy Baranowskie, wywiad prowadził Wojciech Dragan)

***

Coś to było… faktycznie. […] Rozpacz była, bo dziecko straciła. I od tej pory nie jadła jagód, aż do Matki Boskiej Jagodnej. Tak jej powiedzieli, żeby nie robić, bo to dziecko w niebie cierpi, jak jagody by jadła. Wolno dopiero po 2 lipca. I faktycznie: niejeden raz chodziliśmy zbirać jagody, już po Janie [24 czerwca], bo od wtedy wolno było zbirać jagody, każdy z nas zbirał do kanki i troche jadł, bo takie dobre! I mówiliśmy do niej: no zjidz troche, na zdrowie! Nigdy nie tknęła. I dzieci sie dochowała, ale jagód już nie jadła, do Jagodnej.

Członkinie Koła Gospodyń Wiejskich, Niwiska, wywiad prowadził Adam Dragan)

***

Tu, na pograniczu Wólki Łętowskiej i Łętowni jest żwirownia. Kiedyś tu było tak, że woda zawsze była, nigdy nie wysychała. I teraz też jest, chociaż susza okropna. Tu – jak mówili – było cudowne źródełko. A za żwirownią jest Uroczysko. Tam, gdzie kępa drzew i zaczyna się las. Ja wiele lat rozmawiałem ze starszymi ludźmi i wszyscy, których pytałem, jednakowo mówili, że tam coś jest. To jakieś święte miejsce, albo straszne. Wiedza o tym jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. I można wyczuć u ludzi, którzy mówili o Uroczysku, taki lęk, szacunek. I faktycznie coś tam jest! Jak się tam wchodzi, między drzewa, to choćby nie wiem co, ciarki po plecach chodzą. Za każdym razem!

(Janusz Motyka, Łętownia, wywiad prowadził Adam Dragan)

***

Ci starzy kłusownicy to już poumierali. Najczęściej używali strzelb nielegalnie posiadanych. Sami produkowali i amunicję, i samopały różne. Nawet spotkałem strzelbę zrobioną z rurki do roweru. Pasowała do amunicji średnica środkowa, więc kowalską robotą… Zresztą nie jest tajemnicą, może tajemnicą poliszynela jest, że tutaj w Przyłęku był kowal, który produkował strzelby i to wspaniałej jakości podobno. No i to oczywiście, gdzie się mogła obracać taka strzelba, którą wyprodukował miejscowy kowal?

[…] Lasowiacki podstawowy przesąd: złap żmiję, złam strzelbę i przepuść żmiję przez lufy. Trudno mi powiedzieć, czy żmija miała być żywa, czy nieżywa, ale jeśli przeciągnąć przez dwie lufy, to chyba nieżywa, bo kto by się odważył brać w palce żywą żmiję? Ale przeciągnięcie przez lufy miało powodować, że strzelba będzie ostro bić i celnie. W tych terenach to było na porządku dziennym.

(Jerzy Kurzawa, Przyłęk, wywiad prowadził Janusz Radwański)

***

DSC_9019.jpg
DSC_9022.jpg
DSC_9060.jpg
DSC_9071.jpg
DSC_9074.jpg
DSC_9101.jpg

Projekt „Las w życiu i kulturze mieszkańców Rzeszowszczyzny” dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.