aktualności

Ułan a sprawa wiejska

Jeśli chodzi o częstotliwość pojawiania się w piosenkach ludowych, kawaleria bije na głowę wszystkie inne rodzaje broni razem wzięte. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, nie ma w tym nic dziwnego.

Kiedy dziś oglądamy na zdjęciach czy czarno-białych kronikach filmowych ułanów, strzelców konnych czy konnych artylerzystów, pomyślmy o tym, że zdecydowana większość z nich, zanim trafiła do armii, mieszkała na wsi. W dwudziestoleciu międzywojennym wiejski rekrut mógł trafić do różnych rodzajów broni, ale do kawalerii brano niemal wyłącznie rekrutów ze wsi. Mieli nad swoimi miejskimi rówieśnikami przewagę – z reguły jeździli konno, powozili i, co najważniejsze, umieli się zajmować zwierzętami. Było to ważne, bo w przedwojennej armii kawalerzystów pobudka zrywała na nogi wcześniej niż ich kolegów służących w innych rodzajach wojsk. Każdy kawalerzysta zanim zadbał o siebie, musiał zająć się swoim czworonożnym towarzyszem – jego dzień zaczynał się od oporządzania konia. Rekrutów ze wsi nie trzeba było tego uczyć, można było wziąć ich, nomen omen, do galopu od pierwszych dni służby.

Międzywojenna kawaleria stała jednak nie tylko wiejskimi poborowymi. Wojskowych interesowały także chłopskie konie. Ich hodowla była sprawą wagi państwowej. Kawaleria potrzebowała nie tylko dużej liczby tych zwierząt, ale także wierzchowców i koni pociągowych o odpowiednich cechach – innych dla ułanów i strzelców konnych, innych dla artylerzystów konnych, a innych do służby taborowej. Koni potrzebnych do ukształtowania odpowiednich typów szukano na wsiach.

Tak kwalifikację koni w Kolbuszowej w latach 30. w Kolbuszowej opisuje Naftali Saleschutz:
Powiatowy weterynarz mieszkał w Kolbuszowej. Jednym z jego najważniejszych obowiązków było przeprowadzanie kwalifikacji koni pod kątem ich przydatności dla wojska. Co roku konie z okolicy były badane i oceniano ich zdolność do służby w armii. Właściciel wybranego konia musiał go oddać wojsku, chociaż mógł liczyć na sprawiedliwą rekompensatę. Reakcje na ten „pobór” były różne. Jedni z dumą mówili o tym, że ich zwierzę zostało wybrane, inni narzekali i byli niezadowoleni z tego, że zostali pozbawieni wartościowej pomocy. Weterynarz towarzyszył także komisji, która przyjeżdżała do miasta przeprowadzać badania będące częścią programu ulepszania ras. Jeśli komisja uznała, że koń jest pod jakimś względem wadliwy, musiał zostać wykastrowany. Jeśli koń przechodził inspekcję, właściciel mógł nie tylko być dumny, ale także liczyć na zyski ze stanówki.

Jak widać, historia polskiej kawalerii nierozerwalnie wiąże się z wsią i zarówno ułan, jak i jego wierzchowiec, do koszarów przyjeżdżał ze wsi. Naturalną rzeczą jest zatem to, że, jeśli w polskiej pieśni ludowej pojawia się jakiś żołnierz, to najczęściej kawalerzysta. A to w kalinowym lesie ułan konia pasie, szabelką trawę kosi i konikowi nosi. A to jedzie ułan młody od zielonej dąbrowy. A to do Julijanki przybywają dwaj ułani, a to znowu do dziewczyny przyjeżdża cała żołnierzy szwadrona.

Na pewno nie bez znaczenia jest tutaj symbolika konia. W erotykach ludowych, jak pisze Jerzy Bartmiński, koń jest symbolem biologicznej męskiej potencji, nigdy – rzecz jasna – nie opuszczającej kochanka. Oprócz konia w piosenkach o tematyce miłosnej jako symbole męskich sił witalnych pojawiają się i inne ułańskie atrybuty – mundur, szabelka, lanca. To z kolei pozostałość bardzo starej tradycji – już w średniowiecznej poezji kopia i wianek używane były jako symbole odpowiednio męskości i żeńskości.

Sam koń, jakkolwiek wydaje nam się ze wsią nierozerwalnie związany, przez długi czas nie był w jej pejzażu czymś oczywistym. Główną siłę pociągową stanowiły woły, a nawet, w razie ich braku, jeszcze do XX wieku zdarzało się, że do wozu czy pługa zaprzęgano krowy. Koń bardzo długo był czymś niedostępnym, drogim, luksusowym, symbolem wysokiego statusu, obiektem marzeń i westchnień wiejskich chłopaków. W kolędach życzących wiązał się ze zdrowiem, siłą, dostatkiem, płodnością. Jeśli w ludowym erotyku kawaler ma w jakiś sposób dostać się do dziewczyny, to, oczywiście, wierzchem na koniu.

Kto jeszcze nie wierzy, że to ułani ze wszystkich żołnierzy najlepiej nadawali się na bohaterów ludowych piosenek, niech odwiedzi nasz Park Etnograficzny w niedzielę, 5 sierpnia, podczas imprezy "Przybyli ułani..."

Janusz Radwański

Stowarzyszenie Kawalerii Konnej w Dobryninie im. 5. Pułku Strzelców Konnych w skansenie, 2017 r.; fot. Łukasz Kopeć

 

Bibliografia:
Jerzy Bartmiński, Jaś koniki poił (uwagi o stylu erotyki ludowej), [w:] Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (14).
Polska poezja świecka XV wieku, Wrocław 1998.
N. Saleschutz, A Jewish boyhood in Poland, Syracuse 1992.
Jerzy Urbankiewicz, Gdzie są konie z tamtych lat, Łódź 1986.