ETNOnotatnik

Słowo dnia: kormon

Drogi, które przebyły słowa, zanim przyszły w widły Wisły i Sanu, bywają bardzo ciekawe. Tak jest w wypadku niepozornego kormona.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu trudno było sobie wyobrazić żniwa albo inne prace polowe angażujące całą rodzinę bez kormona. Kormon był płócienną płachtą, którą rozwieszano na dyszlu wozu albo na wbitych w ziemię żerdziach. W tak przygotowany kormon można było włożyć niemowlę i zająć się pracą, zlecając ewentualnie starszym dzieciom pilnowanie  najmłodszego.

Sam kormon może i zbyt ciekawy nie jest – ot, zwykły (choć bardzo praktyczny) kawałek płótna. Ciekawsza jest jego nazwa – ta bowiem jest rutenizmem. Tak językoznawcy określają zapożyczenia z gwar ruskich lub języka ukraińskiego. Są one najczęściej efektem bezpośrednich kontaktów międzykulturowych, chociaż oczywiście bywa, że słowa przechodzą z języka do języka lub gwary dłuższą drogą. Zapożycza się je od kogoś, kto już dane słowo przejął.

W językach wschodniosłowiańskich, w tym w ukraińskim, słowo karman oznacza dziś kieszeń, ale jego losy w polskich gwarach są o wiele ciekawsze. Na Mazowszu kormon jest synonimem sukmany lub płaszcza, w niektórych gwarach małopolski oznacza ubrania w ogóle. W języku kaszubskim określenie odzieży (najpewniej niezbyt porządnej) przylgnęło do osób, które ją nosiły i kormon jest u Kaszubów określeniem dziada proszalnego.

Wspólnym źródłem tych wszystkich wyrazów, zarówno w polskich, jak i wschodnich gwarach jest turecki wyraz korman, który pierwotnie odnosił się do woreczka na pieniądze.

Rutenizmem jest też w małopolskich gwarach (w tym w gwarze lasowiackiej) inne charakterystyczne słowo – meszty. Oznacza ono trzewiki, wyjściowe buty i znają je też ukraińskie gwary i współczesny język ukraiński, w którym stosuje się je na określanie odświętnych niskich męskich butów. We wschodnich językach meszty także są zapożyczeniem – również z języka tureckiego, w którym także było określeniem butów.

Oczywiście gwara lasowiacka wiele rutenizmów dzieli z językiem ogólnopolskim. Zazwyczaj zarówno w niej, jak i w polszczyźnie ogólnej oznaczają to samo (kozak, hałas). Bywa jednak inaczej. Tak jest z wyrazem hołota. W polszczyźnie standardowej ma on nacechowanie obraźliwe, ale u Lasowiaków – niekoniecznie. Jak pisze Romuald Gondek, było to określenie ludzi, którzy przychodzili na wesele bez zaproszenia, żeby tańczyć. Goście ci zwani byli czasami postronką, nocnymi, a u Rzeszowiaków, w Markowej, gemajnami. Co ciekawe, bywali wyczekiwaną atrakcją zabawy weselnej, jako że w skład hołoty lub postronki nierzadko wchodzili dobrzy tancerze. Ich wizyta często też kończyła się bijatyką – i to też była atrakcja! Dlaczego bijatyką? Powód był oczywisty: owi dobrzy tancerze, obcy, często obtańcowywali najlepsze panny, podbierając je miejscowym, zaproszonym na wesele, kawalerom…

Bywało również tak, że polszczyzna ogólna przejmowała wyraz z języka ukraińskiego, natomiast w gwarach zachowywała się pierwotna polska forma. Było tak z trześnią. Pierwotnie była to w całej Polsce rozpoznawana nazwa czereśni, z czasem jednak standardowa polszczyzna zapożyczyła nazwę pochodzenia ukraińskiego, a starą nazwę zachowały gwary, w tym lasowiacka. Kto nie wierzy, niech jedzie do pobliskiej Trześni – wsi, której nazwa pochodzi od tego właśnie owocowego drzewa.

Janusz Radwański

W galerii zdjęcia z Archiwum Fotograficznego MKL związane z zabawą weselną. 

AF 3747.jpg
AF 5499.jpg
AF 5501.jpg
AF 5502.jpg
 

Bibliografia:

Anna Kostecka-Sadowa, Zasięgi leksykalne zapożyczeń wschodniosłowiańskich w gwarach polskich, [w:] Gwary dziś, t.8, 2016.
Romuald Gondek, Słownik gwary lasowiackiej, Nowa Dęba 2010.