ETNOnotatnik
Gdy Józef z Antonim się spotkali
Pewnego dnia na ławce przed domem usiadło dwóch znajomych. Ktoś zrobił zdjęcie i tak powstała pamiątka po spotkaniu niezwykłych mieszkańców Markowej – Józefa Ulmy i Antoniego Szylara.
Na zdjęciu, o którym opowiadali członkowie rodziny Szylarów było dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich to Antoni Szylar, właściciel chałupy eksponowanej obecnie w Parku Etnograficznym Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. O tym oczywiście nikt wtedy jeszcze nie mógł wiedzieć. Antoni znany był wtedy w okolicy jako zielarz, który dzięki miłości do książek i otwartemu umysłowi nauczył się ziołolecznictwa. Przed jego chałupą ustawiały się czasami sznury wozów, którymi zwożono mu chorych z Markowej i pobliskich miejscowości.
Drugi z siedzących to Józef Ulma – człowiek, o którym usłyszy cala Polska. Na razie jednak, tak jak jego sąsiad z ławeczki, znany jest w Markowej i okolicy przede wszystkim jako społecznik. Obu mężczyzn łączyła ciekawość świata, zamiłowanie do lektury i szukanie wiedzy we wszystkich dostępnych źródłach.
Jakkolwiek słyszymy dzisiaj o Józefie Ulmie przede wszystkim w kontekście jego śmierci, przyjrzyjmy się życiu, które ją poprzedziło. Było ono bowiem jednocześnie niezwykłe i charakterystyczne dla Markowej okresu międzywojennego.
Gdy ziemia nie może wyżywić
Józef Ulma urodził się w rodzinie gospodarującej na trzech hektarach. Było to niewielkie gospodarstwo, a taka ilość ziemi była zazwyczaj zbyt mała, żeby rodzina mogła utrzymać się wyłącznie z rolnictwa i hodowli. Była to powszechna bolączka mieszkańców nie tylko Markowej, ale polskiej wsi w latach 30. w ogóle. Ziemi w posiadaniu chłopów było zbyt mało, żeby wszyscy mogli wyżyć tylko z uprawy i hodowli, a przemysł młodego państwa dopiero się rozwijał i nie mógł wchłonąć setek tysięcy wiejskich bezrobotnych. Nie inaczej było w Markowej. To dlatego wielu mieszkańców wsi szukała zajęcia poza rolnictwem. Myślano również, jak unowocześnić niewielkie gospodarstwa, by przynosiły ich mieszkańcom zyski. Józef Ulma jest dobrym przykładem świadomego tych problemów mieszkańca wsi. Zajął się hodowlą pszczół i, co ciekawe, jedwabników, propagował też uprawę warzyw i owoców. Dziś warzywne grządki wydają się oczywistym elementem wiejskiego krajobrazu, natomiast w okresie międzywojennym były to działania pionierskie. Na polach rosły przede wszystkim zboża i ziemniaki, a uprawy warzywne i sady owocowe, które mogły przynosić zyski nawet gospodarującym na małych areałach chłopom były czymś nowym.
Gdy wieś doceniła szkołę
Czasy, na które przypadła młodość i dojrzały wiek Józefa Ulmy przyniosły również rewolucyjne zmiany w stosunku mieszkańców wsi do edukacji. Zdecydowana większość chłopów kończyła naukę po czterech klasach szkoły powszechnej. Niewiele chłopskich dzieci uczyło się dalej w gimnazjach, jeszcze mniej po maturze kontynuowała studia. Zazwyczaj akceptowano ten stan rzeczy, w chłopskich rodzinach bardzo często uważano, że umiejętność przeczytania dokumentu czy napisania listu wystarczy dzieciom, które mają spędzić resztę życia, pracując w rodzinnym gospodarstwie. W dwudziestoleciu międzywojennym zaczęło się to zmieniać na większą skalę. Markowa była jedną ze wsi, w której mieszkańcy zaczęli doceniać znaczenie wykształcenia.
Przykładem może być Antoni Szylar, właściciel eksponowanej w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej chałupy. Sprzedał on krowę, by kupić książki, dzięki którym mógłby zdobywać wiedzę. Inny markowianin pod koniec lat 30. sprzedał część ziemi, żeby wysłać córkę do Lwowa na kurs akuszerski, dzięki czemu w Markowej porody (oprócz babek-samouków) odbierała jedyna w okolicy kwalifikowana akuszerka. Dużym zainteresowaniem, zwłaszcza wśród młodych mieszkańców, cieszył się Uniwersytet Ludowy w pobliskiej Gaci.
Również Józef Ulma należał do tych najbardziej najbardziej świadomych chłopów. Już jako dorosły człowiek, w wieku 29 lat, zaczął naukę w szkole rolniczej w Pilźnie. Był też człowiekiem ciekawym nowości technicznych – przy swoim domu zbudował małą elektrownię wiatrową i oświetlał swój dom za jej pomocą. Pasjonował się też fotografią i sam wywoływał wykonane zdjęcia. Zgromadził również sporą domową bibliotekę i prenumerował prasę. Co prawda w okresie międzywojennym przybywało chłopów doceniających wartość książek, ale domowa biblioteka z prawdziwego zdarzenia, taka jak u Józefa Ulmy, była rzadkością.
Chłopska samoorganizacja
W okresie międzywojennym galicyjscy chłopi mieli już za sobą kilkadziesiąt lat działalności swoich organizacji politycznych i samopomocowych. Jeśli chodzi o samoorganizowanie się, Markowa w czasach dorosłości Józefa Ulmy była wsią wzorcową. Była to pierwsza wieś, w której mieszkańcy założyli spółdzielnię zdrowia. Członkowie spółdzielni wpłacali składkę, a w zamian mogli korzystać z usług zatrudnionego przez spółdzielnię lekarza. Jeśli chodzi o dostęp do profesjonalnego leczenia na wsi było to ewenement na skalę kraju. Józef Ulma był aktywny także na polu chłopskiej samoorganizacji. Działał w Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej, a potem w Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. „Wici” były organizacją ludową, która miała walczyć o polityczne prawa mieszkańców wsi, a także dbać o jej rozwój m.in. poprzez samokształcenie chłopów, działalność uniwersytetów ludowych, wprowadzanie nowych upraw i sposobów gospodarowania. Józef Ulma był w markowskich „Wiciach” bibliotekarzem i przewodniczącym Komisji Wychowania Rolniczego.
Ważną częścią samoorganizacji chłopów był ruch spółdzielczy. Łączenie się w spółdzielnie miało pomagać mieszkańcom wsi w korzystniejszej sprzedaży swoich produktów i uniezależniać ich od pośredników. W Markowej kilkuset gospodarzy zrzeszonych było w spółdzielni mleczarskiej. Łączyła ona przede wszystkim drobnych gospodarzy – większość z nich miała tylko jedną lub dwie krowy. To przede wszystkim dla nich udział w spółdzielni był szansą na korzystniejszy zbyt produktów. Józef Szylar przez jakiś czas pełnił funkcje kierownika tej spółdzielni.
Pozostał tylko dom
Jeśli patrzymy na życiorys Józefa Ulmy na tle historii i kultury wsi, widzimy pełniejszy obraz człowieka, który starał się zrozumieć swoje środowisko, jego problemy i zaradzać mu. Niewątpliwie należał on do najbardziej samoświadomych markowskich chłopów, który dzięki edukacji nie tylko starał się poprawić swój byt, ale również pomóc innym mieszkańcom wsi. Zainteresowanie nauką i książkami oraz chęć niesienia pomocy mogło być tym, co zapoczątkowało jego znajomość z Antonim Szylarem – zielarzem-samoukiem leczącym za darmo ludzi z okolicy.
Niestety, zdjęcie Antoniego i Józefa siedzących przed domem na ławce nie zachowało się. W 2010 r. zostało ono zniszczone przez powódź, która nawiedziła Sandomierz – miejsce zamieszkania potomków Antoniego Szylara. Pamiątką po ich znajomości są jedynie wspomnienia rodzinne i znajdujący się w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej dom Szylara, który Józef Ulma odwiedzał.
W jednej z izb tego domu 15 sierpnia br. usiądzie autor niniejszego tekstu, aby w Roku Rodziny Ulmów przypominać historię Markowej i jej niezwykłych mieszkańców, i przy tej okazji rozdawać chętnym książkę Marii Elżbiety Szulikowskiej pt. „Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości” przekazaną w tym celu przez Urząd Marszałkowski.
Janusz Radwański
Bibliografia:
Archiwum Naukowe Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej
S. Lew, Kultura ludowa wsi Markowa, [w:] Z dziejów wsi Markowa, Rzeszów s. 1993. K. Prętki, Spółdzielnia zdrowia jako koncepcja rozwoju opieki zdrowotnej na wsi w okresie II Rzeczypospolitej, [w:] Miscellanea Historico-Iuridica. tom X, rok 2011.
T. Szylar, Markowa – wieś spółdzielcza, [w:] Z dziejów wsi Markowa, Rzeszów 1993, s. 227.
J. Tejchma, Dawniej. O ludziach i czasach w Markowej, Markowa 2008.
https://ipn.gov.pl/pl/rodzina-ulmow/wiktoria-i-jozef-ulmowie-samar/175558,Wiktoria-i-Jozef-Ulmowie.html