wydarzenia

Hej, kolęda, kolęda!

Projekt „Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie” trwa i właśnie wchodzi w swoją najpiękniejszą fazę – rozmów, wypytywania, śpiewania, słuchania i przeglądania fotografii. Robimy wywiady.

Spotkania z informatorami, czyli z tymi przedstawicielami społeczeństwa, którzy kolędują lub pamiętają tę tradycyjną formę, to ten moment, kiedy zbiera się najcenniejsze materiały do badań – żywe świadectwa tradycji, historie, które będą dla następnych pokoleń źródłem wiedzy o przodkach, ich życiu, będą także podstawą (m.in. dzięki planowanej publikacji książkowej), by ową tradycję podtrzymać w jak najwierniejszej formie.

Poniżej przedstawiamy fragmenty niektórych rozmów, które do tej pory przeprowadziliśmy. W planach są spotkania z informatorami z dziesięciu powiatów na terenie Rzeszowszczyzny, mieszkańcami tak samo wsi, miasteczek, jak i większych ośrodków.

Można przed ślubem

Pan Józef Szot z Kosówki mówił, że po kolędzie chodzili kawalerowie, „żonatych nie było ani jednego”, nie było żadnych dziewcząt „gdzie by kto w tych latach puścił dziewczynę na kolędę”. Kolędnicy to byli przeważnie chłopcy przed wojskiem, ale też i starsi 20-22 letni, bo w okolicy było wielu zwolnionych od służby wojskowej jako jedyni żywiciele rodziny. Kres kolędowaniu kładł dopiero ślub.

W co się ubrać? Za kogo się przebrać?

Józef Szot organizował w Kosówce kolędę z Herodem. Sam grał Heroda, poza tym było czterech pastuszków, setnik, diabeł „na pierwszym miejscu”, dziad, dwóch Żydów, turoń „Głowa była tako długo, rogi były zawijane baranie”, kłapał i ruszał dolną szczęką. W paszczy miał zęby i czerwony język. Turoń mógł psocić, np. kolędnik odgrywający go, mógł chować dziewczyny pod swoją kapą. Kolęda z herodem liczyła około 10-12 kolędników.
Pan Andrzej Świstara z Trzciany opowiadał, że w jego miejscowości  „chodzili po kolędzie z turoniem, chociaż rzadko, ponieważ trzeba było do tego większej ilości ludzi”. Łatwiej było się zorganizować z gwiazdą: „Ja miałem taką gwiazdę podświetlaną świeczką. Przywiozłem taką gwiazdę z Łętowni: miała około półtora metra średnicy, była podświetlana (…) i miała pompony. I z tą gwiazdą chodzili po kolędzie. Inni kolędnicy w okolicy jak chodzili z gwiazdą, to ona zwykle była mała, taka miniaturka. Nie była podświetlana, tylko się kręciła. Wspominał też o kolędzie z „banią”. „Bania to była kula oblepiana kolorowym papierem, miała wstążki. Z banią chodziło 2-3 chłopaków i śpiewało kolędy.  (…) Była też kolęda z Herodem. Trzeba było do niej 8-9 osób. Samo widowisko trwało ok. pół godziny, dlatego nie obeszło się dużo domów z nim, zwykle ok. 10 tylko. Chodziło się do 22.00-23.00, to już było późno i się nie chodziło już po kolędzie wtedy. Chociaż dzisiaj chodzą kolędnicy czasem i do 2 w nocy”.

I po co to wszystko?

Michał Dudek pochodzący z Sarzyny tak odpowiadał na to pytanie: „to chodziło się i chwałę Bogu głosiło, Panu Jezusowi się śpiewało, dla Dzieciątka Jezus które się narodziło. Młodsi kolędowali i starsi. Młodzież chodziła od Szczepana, w Jana – do Trzech Króli. W Boże Narodzenie się nie kolędowało i po Trzech Króli też nie. Jak myśmy chodzili, to się kolędowało (śpiewało), życzeń się nie składało. Jak Herod chodził to mieli po 17-20 lat chłopcy, chodziliśmy tam, gdzie dziewczyny były”. A za chwilę dodawał: „Kolędowanie kiedyś to były odwiedziny, dla młodzieży to była rozrywka, kolędowało się też dla pieniędzy. Jak się zarobiło, to panny się zapraszało i robiło się taką prywatkę po kolędzie. np. dwa dni się chodziło, a na trzeci dzień się zrobiło prywatkę”.

Pan Józef z Kosówki wspominał, że kolędnicy dostawali pieniądze, jednak to były „żelazne pieniądze”, nie było ich dużo. Były dzielone po równo między wszystkich uczestników kolędy. Każdy chciał mieć „parę groszy” z kolędy. Nie trzeba było nikogo namawiać na chodzenie z kolędą. „A jaka inna rozrywka była wtedy? A to się poszło, a to się z dziewczynami porozmawiało, a to wie pan, jak to tak.”

Nie zawsze dostawało się pieniądze. Rozmówcy z Widełki wspominają też o chodzeniu „po szczodrakach”. Były to niewielkie, okrągłe bułeczki drożdżowe, bez nadzienia, białe albo razowe. Małe dzieci i dziewczęta z uboższych rodzin, wtedy kiedy była wojna albo bieda, chodziły po domach, śpiewały kolędy i za to dostawały te szczodraki, kawałek chleba czy trochę masła. Pani Teofila Sudoł z Widełki opowiadała, że nie wszędzie były dobre te bułeczki i za dziecka wybierali te domy, gdzie gospodynie były przygotowane i piekły smaczne szczodraki.

Wczoraj i dziś

Stolarz z Kosówki opowiadał, że w latach 70., już na ich początku zwyczaj chodzenia z kolędą w Kosówce zaczął zanikać.  Wiązało się to ze zmianą zabudowy z drewnianej na murowaną, luzie nie chcieli wpuszczać kolędników, bo mieli nowe dom i podłogi, o które dbali, tymczasem przy kolędowaniu zawsze nanosiło się wody. Kolędowanie popierał ksiądz, który dziękował kolędnikom. Obecnie tylko jeden z mieszkańców chodzi po domach przebrany za króla, zbiera w ten sposób pieniądze na alkohol.

Pan Michał z Sarzyny mówił, że kolędowanie bardzo się zmieniło, przede wszystkim pod względem śpiewu kolęd, bo nie umieją śpiewać, młodzież nawet połowy pieśni nie potrafi zaśpiewać, nie znają tekstów. „Za moich czasów i czasów rodziców to siedziało sie w Adwencie i śpiewało kolędy, to każdy umiał, a teraz nie umią”. Ostatnio jak dzieci chodzą po kolędzie to „nie mają ani gwiazdy, ani niczego, tylko chodzą”.

Etnografowie przeprowadzający wywiady zauważają, że dziś tradycyjnie kolęduje się jeszcze w małych miejscowościach, natomiast w miastach coraz rzadziej chodzi się z kolędą. Praktyką, której popularność rośnie z roku na rok zwłaszcza w dużych ośrodkach, jest chodzenie 6 stycznia na pochody Trzech Króli.

Nie wszystko poszło w zapomnienie

Z rozmowy z Haliną i Zbigniewem Koczwarami z Kochanów dowiedzieliśmy się, że właśnie tam, w okolicy Stalowej Woli dzieją się rzeczy niezwykłe. Pan Zbigniew relacjonował: „Pomysł tkwił w nas od 30 lat. Myśleliśmy: trzeba zrobić kolędę z Herodem, straż przy Grobie Pańskim na Wielkanoc, ale jakoś nie mogliśmy się dogadać z ówczesnym proboszczem, który nie był chętny na takie coś, nie wiem, takie były czasy chyba. Zresztą myśmy byli bardzo zajęci, prowadziliśmy kilka dużych firm. Teraz, jak już interesy przejęły dzieci, trochę mamy więcej czasu, żeby się poświęcić właśnie takim pasjom, hobby życiowemu. (…) Namówiliśmy ludzi do tego działania, założyliśmy stowarzyszenie. Działa w nim około 80 osób. I od początku, jak tylko go założyliśmy, nikt ze stowarzyszenia nie odszedł. A nawet się ludzie dopytują, czy będzie jakiś nabór, bo chętnie by się poudzielali. Ale najważniejsze jest to, że do tej grupy jasełkowej należy około 30 dzieci i młodzieży w wieku 8-18 lat. Dzisiaj młodzież jest ciężko wyciągnąć od tych komputerów, bajerów, smartfonów. A tu przychodzą bardzo chętnie. I już teraz, od połowy listopada się dopytują kiedy będą próby jasełek, bo już chcą przychodzić i już chcą grać. To jest coś niesamowitego. Przychodzi też kilka rodzin, których wszyscy członkowie są zaangażowani w jasełka. Nie ma co tu ukrywać: ważne są środki finansowe. Ci ludzie, którzy biorą w tym udział nie angażują się finansowo, tylko czasowo”.

Tutaj warto wspomnieć, że całe przedsięwzięcie jest finansowane przez państwo Koczwarów. „Nikt nam nie pomaga: ani ministerstwo, ani marszałek, nikt. Pisaliśmy gdzie się dało, bo nam się wydawało, ze te instytucje powinny chociaż trochę pomóc finansowo przy takiej skali działalności. Do dziś nie dostaliśmy ani jednej złotówki. Ale my się nie załamujemy. Nie potrafimy się przypodobać, żeby ktoś nas wspomógł. No to działamy sami, nie zniechęcamy się”. Na spektakle jasełkowe organizowane w Kochanach przyjeżdżają ludzie z całej Polski: „Jak przyjedzie ktoś raz, przyjeżdża i następnym roku. Są i z Wrocławia, Szczecina, Białegostoku, Częstochowy, Łodzi, Poznania, Lublina, no i z Podkarpacia: Przemyśl, Rzeszów, Leżajsk, z wszystkich większych miast”. Oprócz jasełek na spotkaniach pod Stalową Wolą pokazywane jest także tradycyjne kolędowanie z Herodem.

Jasełka w Kochanach są prezentowane od 28 grudnia do 26 stycznia, we wszystkie soboty i niedziele, dwukrotnie w ciągu wieczoru. Żeby usprawnić ruch widzów i nie dopuścić do niepotrzebnego tłoku, organizatorzy wprowadzili zapisy i bilety na poszczególne spektakle. Są to rodzaje cegiełek. Zebrane pieniądze nie są przeznaczone na spektakle. Zebraną kwotę państwo Koczwarowie przeznaczyli na cele charytatywne: zapomogi dla biednych uczniów, osób starszych, chorych itp. Pan Zbigniew dopowiada: „Nikt do tej pory nie wziął ani złotówki za swoją pracę i czas. Przychodzą, bo chcą się udzielać.”

"Byście państwo sto lat żyli, a po śmierci w niebie byli"

W nadchodzącym Nowym Roku życzymy Wam i sobie, żebyśmy mieli tyle radości życia, sił, chęci, wiary i zaangażowania, co nasi rozmówcy, którzy mimo biedy, wojny, ciężkich czasów komunizmu i innych przeciwności losu i historii kolędowali na chwałę Bożego Dzieciątka tak, jak to bywało za ich dziada i pradziada.

Baranow Sandomierski Z Wydro B Sroczynska.JPG
Kolbuszowa, Jaselka w szkole, styczen 1992 r.jpg
Kolbuszowa Przedszkole 1959 na 1960 r 2.jpg
SAM_4705.JPG
SAM_4708.JPG
Siedlanka, Berlo krola Heroda wyk M Rutkowska.JPG
Trzesowka ze zb K Wrony 2.jpg
Widelka ze zb T i W Sudolow 1.jpg
Widelka ze zb T i W Sudolow 2.jpg
Widelka ze zb T i W Sudolow 3.jpg

Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.